Miało być klimatycznie, miały być maszyny, mutanty i walka o przetrwanie, do tego półtorej miliona złotych i … powstała apokalipsa. Jednak nie taka jaką znamy z fabularnej Neuroshimy. Zapnijcie pasy bo idziemy zbierać marchewki.
Neuroshima to nietypowy podręcznik, ponieważ czyta się go jak dziennik, jest niczym zbiór opowiadań ludzi, których przodkowie przeżyli apokalipsą, a oni sami wiodą nędzny żywot w postapokaliptycznym świecie opanowanym przez choroby, mutantów, mordercze maszyny i zgliszcza dawnej cywilizacji.