Swego czasu oglądając trailer filmu taniej klasy B, gdzie tornado porywało z Pacyfiku rekiny a następnie rozrzucało te drapieżne ryby po Los Angeles, śmiałem się z szalonego i wręcz głupiego pomysłu twórców. Gdzieś z tyłu głowy pojawiał się jednak cichy głosik szepczący, iż idea, pomimo wszystko, jest diabelnie oryginalna. Minęło sporo czasu, a ja zrządzeniem losu przypomniałem sobie o pewnej mandze i anime, zatytułowanym: GYO. W czasach licealnych, zafascynowany japońskimi animacjami, namiętnie kupowałem branżowe czasopisma. Natknąłem się wtedy na pewien niepokojący obrazek. Żarłacz biały, który wychodzi na ląd za pomocą stalowych pajęczych nóg, aby ochoczo pożreć plażowiczów z Okinawy. Niestety, na początku XXI wieku dostęp do popkultury japońskiej był dość mocno ograniczony, także musiałem obejść się smakiem i zapomnieć o poznaniu historii ryb hybryd.
Gdy nadszedł rok 2016, przypadkiem przypomniałem sobie o GYO. Szybko przeszukałem polski internet i okazało się, że manga została nawet wydana w Polsce. Szybki rzut na nazwisko autora (Junji Ito) i wujek google podpowiada, że autor słynie z horrorów, a GYO nie jest najlepszym jego tytułem. Zafascynowany zamówiłem więc całą kolekcję Mega Mang tego autora. Spośród nich objętościowo jak i jakościowo wyróżniał się tom zatytułowany: Uzumaki lub po naszemu spirala. Pozycję zostawiłem sobie na koniec, a kiedy w końcu do niej dotarłem czekała mnie totalna jazda bez trzymanki po szalonym umyśle japońskiego dentysty, który postanowił tworzyć komiksy.
Tytułem wstępu
Japończycy to naród który nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Tylko w ich głowach rodzą się tak szalone pomysły, że później albo nawiedzają nas w snach albo inspirują. Ot wystarczy wspomnieć liczne mechy służące w dzisiejszej kulturze za wzorce dla egzoszkieletów. Również Godzilla, matka Kaiju, czy anioły z Neon Genesis Evangalion. Choć filmowe horrory Kraju Kwitnącej Wiśni wydają się być robione na jedno kopyto. To mangowe odpowiedniki zdecydowanie mają więcej do zaoferowania. Nie inaczej jest z Uzumaki, to tytuł początkowo niepozorny ,gdzie akcja rozpoczyna się powoli i delikatnie, a następnie jest po mistrzowsku przyspieszana.
Aż dziw bierze, gdy weźmiemy pod uwagę dwa aspekty tego dzieła: Po pierwsze to, że autor nie jest zawodowym Mangaką a stomatologiem i z tego zawodu się właśnie utrzymuje. Po drugie, tematem przewodnim jest po prosu kształt: spirala. Niby nic dziwnego, bo mieliśmy też „Ring” czyli pierścień, jednak tam tytułowa figura była tylko metaforyczną nazwą a nie realnym zagrożeniem. Uzumaki to już inna liga, gdyż spirala to śmiertelne zagrożenie, przy którym czujemy potężny niepokój.


Description
Uzumaki to komiks, który stanowi definicję oryginalności: ciekawy i wciągający niczym tytułowa spirala.Positives
- Oryginalny pomysł
- Świetna fabuła i jej prowadzenie
- Rysunki kluczowych momentów
- Wciąga
Negatives
- Takie sobie zakończenie
Jedno miasteczko, wiele historii, wszechobecne zagrożenie
Fabuła Uzumaki toczy się w małej japońskiej mieścinie Kurouzu. Osada jak to osada, wyposażona we wszelkie potrzebne instytucje typu: szpital, szkoła czy komisariat policji. Ludzie tutaj wiodą swoją naturalną codzienność. Niektórzy pracują przy rękodzielnictwie, inni są studentami, jeszcze inni uznanymi lekarzami. Miasto stanowi typowy mariaż japońskiej tradycji z nowoczesnością. Wydarzenia przedstawione w mandze obserwować będziemy oczami młodej dziewczyny o imieniu Kiriegoshima.
Protagonistka jest uczennicą miejscowego liceum. W trakcie rozwijającej fabuły poznamy jej kolegów i koleżanki, chłopaka, najbliższą rodzinę i osoby 3cie. Ot zwyczajna nastolatka – licealistka. Jej ojciec utrzymuje rodzinę z tradycyjnego garncarstwa. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się normalne, jednakże w miasteczku zaczynają dziać się niezwykle dziwne rzeczy, rzekomo ze sobą niepowiązane, aczkolwiek pośród nich pojawia się element wspólny: spirala. Wydaje się że to tylko miejscowe dziwactwa co niektórych mieszkańców, jednak nieliczne jednostki zaczynają dostrzegać w nich preludium do zagłady. Pierwszym z nich, jest wspomniany chłopak głównej bohaterki Shuichi Saito. Jako, że na co dzień dojeżdża do szkoły w innym miasteczku, ma doskonały wgląd na kontrasty między lokacjami, a tych jest wiele…

Spirale, spirale i jeszcze więcej spirali
Ludzie z Kuruozu lekko świrują. Na początku ojciec Shuichi-ego zaczyna czuć niepohamowaną fascynację do spirali. To godzinami wpatruje się w ślimaczą muszlę, to przed zjedzeniem zupy miesza ją aby na tafli wywaru zrobił się wyczekiwany kształt. Jeśli przed kąpielą woda nie zostanie zamieszana tak, aby w balii pojawił się upragniony wir, to głowa rodu nie zażyje kąpieli.
Wbrew pozorom niegroźna fascynacja przeradza się w destrukcyjną i doprowadza mężczyznę do szaleństwa, a następnie śmierci. Społeczeństwo zaczyna odbierać bodźce o obecności spirali, gdy podczas palenia zwłok dym z krematorium przybiera niepokojący, tytułowy kształt, a następnie zostaje wessany do jeziora. Ku rozpaczy pary głównych bohaterów zamiast strachu przed zakręconą linią ludzie coraz bardziej zaczynają fascynować się tym kształtem. Zresztą miasteczko jakby same w sobie prowokuje mieszkańców do niezdrowego hobby. Strumyki płynące przez mieścinę częściej nawiedzane są przez spiralne wiry. Glina ze wspomnianego jeziora wije się w fantastyczne kształty przy wypalaniu. Ludność zaczyna wpadać w psychozę spirali, która prowadzi do śmierci coraz większej ilości osób. Czy jednak proces ten pogłębi się aż do zagłady całego miasta?
Serialo – powieść
Uzumaki czyli spirala, podzielona jest na 18 rozdziałów, które łączone są jednym wspólnym wątkiem. Jednakże każda z opowieści może być traktowana jak pojedyncza historia. Junji Ito sprytnie to wymyślił. Czytanie każdego z rozdziałów sprawia przyjemność, gwarantuje oryginalność a ponadto dłuższa przerwa od czytania nie jest obarczona barierami ponownego wessania w hsitorię. Jak dla mnie prowadzenie fabuły jest wręcz idealne, każdy wątek to jedno odrębne opowiadanie (z malutkimi wyjątkami) zgrabnie umieszczone na jednej osi fabularnej.
Co do zaoferowania mają poszczególne historie? Niesamowicie wiele, Junji Ito zabiera nas na szaloną przejażdżkę swoim groteskowym rollercosterem po torach grozy. Już sam motyw przewodni spirali jest oryginalny, jednakże przedmioty w których serpentyna się pojawia jest jeszcze bardziej niesamowity. Tym sposobem poznamy historię pewnego oddziału porodowego, gdzie dzieją się niepokojące rzeczy, opowieść o włosach, które zaczynają wieść odrębne, własne życie, dziwne transformacje ludzi, zwiedzimy starą opuszczoną latarnię a także zobaczymy dzieje losowych mieszkańców wpadających w obłęd.
Podsumowując aspekt fabularny: jest bardzo dobrze. Każda z opowieści jest co najmniej solidna a prowadzenie fabuły mistrzowskie. Komiks dobrze się czyta przy dłuższym posiedzeniu, ale także i w przysłowiowym doskoku. Obcowanie z mangą przypomniało mi wspaniałe czasy, kiedy pochłaniałem ulubione zbiory opowiadań Stephena Kinga. Jednakże tu mamy komfort dłuższego smakowania z historii. Niestety w tej całej doskonałej budowie fabularnej zakończenie wypada blado. Tzn. nie jest on słabe, jednakże po tylu niesamowitych powieściach jakie oferuje komiks i oryginalnych pomysłach, finał jest nijaki i brakuje mu polotu. Szkoda, tu spodziewałem się zdecydowanie czegoś więcej. Ten aspekt zdecydowanie obniża ocenę warstwy fabularnej.

Dynamiczne otoczenie
Kuruozu, ot japońskie, prowincjonalne miasteczko, które w sposób naturalny łączy tradycję z nowoczesnością. Więc mamy tu warsztaty garncarskie, stare domostwa gdzie ludzie sypiają na tatami, a z drugiej strony nieźle wyposażony szpital, czy dość dobrze funkcjonującą szkołę. Pomimo tej powierzchownej normalności, kryje ono wiele tajemnic i jakby sprzyja rozwojowi szaleństwa spirali. Zaczynając od początkowych kadrów i śledząc komiks aż do ostatniej strony możemy zauważyć jak Junji Ito kształtuje Kurouzu zręcznie i dynamicznie. Od normalnej topografii ze zwykłymi budynkami użytku publicznego do nieznanych zakamarków o budynkach rodem z wizji H.P. Lovecrafta. Cała ta kreacja przypomina mi nieco zabiegi Kingowskie i jego zamiłowania do małych sennych miasteczek z USA. Podobnie jest tutaj. Od spokojnego toku wydarzeń aż do totalnego chaosu – miasto jest żywym uczestnikiem wszystkich wydarzeń, które zmieniają go nieubłaganie, krok po kroku. Jest to dobrze wykreowane przez autora i daje odczucie, że nie ma zdarzenia bez reakcji.
Podobnie jest ze społecznością, na początku wariują nieliczne i (wydawałoby się) słabe jednostki. Całe ich zachowanie dla otoczenia wydaje się niezrozumiałe i przerażające. Nieokiełznana i irracjonalna fascynacja do kształtu spirali rozprzestrzenia się krok po kroku także normalność staje się słowem, które podlega nowej definicji w Kurouzu. Na ilość komiksowych statystów nie można narzekać, autor dodał ich rzetelną ilość, także nie doznajemy uczucia nieuzasadnionej pustki kadrów.

Biało czarne kompozycje
Jak to w mangach bywa – za całością komiksu zazwyczaj stoi jedna osoba. Czy to scenariusz, rysunek, czy tła – większość produkowana przez jedną osobę. Nie znaczy to, że autor robi wszytko, oczywiście towarzyszą mu pomocnicy, ale lwia część pracy spada na barki ojca komiksu, w tym przypadku Junji Ito. Komiks jest czarno biały, więc oszczędza to dużą ilość pracy. Nie ma większego sensu rozwodzić się nad tym, czy brak kolorów jest wadą czy zaletą, gdyż jest to to standardem w przypadku mangi.
Mnie osobiście brak kolorów nie przeszkadzał, a nawet potęgował wrażenie miasta niczym na pozór nie wyróżniającego się od reszty. Rysunek jest rzetelny, postaci dobrze naszkicowane, lokacje przemyślane architektonicznie a kadrowanie też działa poprawnie. Rzemiosło artystyczne jednakże pokazuje pazury w momencie, gdy Junji Ito prezentuje spiralę, czy to zrobioną z ciała ludzkiego czy z innych przedmiotów. Prowokuje to co najmniej do zatrzymania wzroku na danym kadrze na dłuższą chwilę, a w konkretnych momentach funduje opad szczęki na ziemię. Mariaż rysunku, kadrowania i pomysłowości w najbardziej kluczowych momentach szaleństwa jest przekapitalny. Czytając komiks wiele razy natkniemy się na szaleńcze projekty potworów czy przedmiotów, te kluczowe powodują, że rysunek podnosi się ponad przeciętność i mógłby być przełożony na malowidło a następnie wystawiony w galerii szaleństwa na honorowym miejscu.
Czy warto przeczytać Uzumaki?
Uzumaki to bardzo dobry komiks, niezwykle oryginalny, dobrze poprowadzony fabularnie. Ciężko mu cokolwiek zarzucić. Dla mnie jedyną znaczącą wadą jest zakończenie tego dzieła, które mogłoby być dużo lepsze. Miłośnicy zachodniego lub europejskiego komiksu mogą czuć się zawiedzeni brakiem kolorów, co powtarzam – jest czymś naturalnym w przypadku mang, więc dla nich to też może stanowić minus. Komiks posiada także bonusowe opowiadanie, które osadzone jest znanym nam miasteczku. Mogę rzec tylko tyle, iż w porównaniu do innych tytułów Junji Ito jest ono najmniej ciekawe. Jednak to już temat na inną historię.
W każdym razie ja pozostawiam to dzieło, które wyszło spod rąk japońskiego dentysty z oceną 9.





1 Comments
Gerard Brożnowicz
Pokręcony komiks, ale nie ze względu na fabułę, chociaż ta przez długi czas wydaje się tajemnicza i wciągająca. Chodzi o niecodzienne podejście do horroru. Ładnie rysowana, ciekawie budowana narracja. Miewa gorsze rozdziały, ale całościowo bardzo dobra pozycja.