Skip to content Skip to sidebar Skip to footer

Tom Clancy’s The Division po beta testach – czy da radę?

Wokół gry Tom Clancy’s The Division było sporo zamieszania od dłuższego czasu, gdzieś od targów E3 2015, gdzie pojawił się pierwszy oficjalny trailer. Gra stawiała wysoko poprzeczkę ukazując możliwości kuźni Ubisoftu oraz robiąc smaka wielu graczom na świetną postapokaliptyczną grę, tak różną od wypalonego już Assassina. Miałem przyjemność przetestować beta wersję gry i dopiero teraz po tych kilkunastu godzinach przemierzania wyniszczone przez pandemię Nowego Yourku jestem przekonany, że to będzie mocna pozycja ale nie tak piękna i miodna jak obiecali twórcy (w sumie to nic nowego).

Słowem o fabule

Mokry koszmar Busha przerodził się w rzeczywistość i Nowy York stał się celem ataku bioterrorystycznego … i to w Czarny Piątek, czyli w momencie największego przedświątecznego szału zakupów. Śmiertelny wirus, którego nośnikiem stały się banknoty przekazywane z rąk do rąk momentalnie pogrąża świat w chaosie, ludzie wpadają w panikę, śmierć wychodzi na ulicę. Wybucha pandemia.

Akcja gry rozpoczyna się kilka tygodni po tych wydarzeniach, gdzie grupa specjalnej jednostki rządowej powołanej na taką ewentualność próbuje zapanować na wszechobecnym chaosie i odzyskać miasto. Brzmi nieco patetycznie, ale kto naprawi świat jeśli nie amerykanie?

Trzeba konkretnych, zorganizowanych działań by odzyskać strategiczne punkty, odbudować bazę, zebrać specjalistów rozsianych po całym mieście, zapanować nad anarchią. Nie wygląda to na proste zadanie zwłaszcza, że znajdujemy się w samym rozgrzanym sercu piekła.

Tom Clancy's The Division

Pierwsze wrażenie: wciąga ale nie miażdży

Zatem odpalamy grę i pierwsze co to lekkie rozczarowanie, wizualnie tylko, ponieważ jak zaczniemy przemierzać miasto okaże się, że jest naprawdę dopracowane i naszpikowane detalami. Niestety ustawienia ultra nie malują świata na którego widok śliniłem się oglądając trailery i pierwsze filmiku z gry. Owszem, jest ładnie ale odbiega to od wersji demonstracyjnej z targów. Brak refleksów na mokrej nawierzchni, latających odłamków terenu po eksplozji granatu czy problem z dewastacją samochodów. Twórcy tłumaczą, że wersja beta celowo została nieco okrojona z efektów wizualnych, by zmniejszyć wagę paczki z grą niezbędną do odpalenia (było to ok 26 GB, gdzie docelowo gra ma ważyć ok 40GB). Nie wiem czy ma jakikolwiek sens, skoro w becie i tak mieliśmy do dyspozycji bardzo okrojony obszar ale pozostaje wierzyć, że finalnie będzie lepiej.

Zostawmy więc warstwę graficzną i przejdźmy do konkretów czyli grywalności. Tutaj trzeba przyznać, że gra ma sporo do zaoferowania. Oczywiście w mieście opanowanym przez chaos jest masa rzeczy do wykonania począwszy od misji głównych (przywrócenie funkcjonowania bazy The Division) przez zadania dodatkowe po rozbudowie bazy i eksplorację. Samo przemierzanie Manhattanu, który został tutaj odtworzony w skali 1:1 daje również sporo przyjemności, ponieważ miasto żyje, spotkać można w nim ludzi w potrzebie, czy też podsłuchać rosnące konflikty które mogą przerodzić się w mordobicie. Oczywiście jako osoby odpowiedzialni za porządek możemy śmiało postrzelać do złodziei czy też uzbrojone patrole terrorystów.

strefa_apokalipsy_The_Division_beta_testy_1

Co ciekawe nie natkniemy się na żadne cutscenki za to od czasu do czasu natrafimy na tzw.”echa”, czyli miejsca gdzie zapisane zostało cyfrowo jakieś wydarzenie z przeszłości. W ten sposób przemierzając miasto poznajemy historie konkretnych ludzi w tym najczarniejszym dniu ich życia, poznajemy miasto. Pomimo, iż teren w becie był mocno okrojony, to udało mi się natrafić na kilka bardzo klimatycznych momentów, gdzie widzimy selekcję ludzi między strefami, ktoś gra na gitarze, inny woła o pomoc … ponure i przytłaczające niczym opowieści Stalkerów.

Ponieważ w mieście nie ma żadnych grywalnych pojazdów (dziwne, bo stoi ich całkiem sporo) to maszerowanie z punktu A do punktu B może być nie lada wyzwaniem. Szkoda, że przemierzamy miasto głównie ulicami, ponieważ niewiele budynków otworzy przed nami swe drzwi.

Miodna rozgrywka

The Division to głównie strzelanka z elementami RPG, czyli mamy rozwój postaci, możemy modyfikować bronie, zakładać różne ciuszki dające +10 do zwinności, ale finalnie to właśnie strzelanie jest na głównym planie. A pociągnięcie za spust daje wiele przyjemności. Jak to bywa w grach serii Tom Clancy, zostało ono dopracowane do perfekcji. System walki wygląda jak ściągnięty z Watch Dogs, co jest plusem i minusem. Możemy zapomnieć o super realizmie (w końcu to scince-fiction) ale za to zyskujemy bardzo dynamiczną i wciągającą rozwałkę gdzie każda kula, każdy strzał, każdy rozwalający się element mapy niesie za sobą sporą dawkę frajdy. W potyczkach bardzo ważny jest teren. Okazuje się, że jeśli w czas nie obierzemy dogodnej pozycji, to zwyczajnie odstrzelą nam łeb. A zginać w The Division jest łatwo. Przekonałem się o tym już na samym początku… to była smutna lekcja od niedocenionego przeciwnika.

Autorzy w wersji beta udostępnili kilka misji fabularnych oraz mapę do potyczek PvP tzw. strefę cienia. To obszar, który nie udało się opanować i panuje tam wolna amerykanka. Walki na tym obszarze punktowane są inaczej, tutaj ważna jest współpraca, łączenie się w drużny i oczyszczanie terenu. Należy pamiętać, że to gra MMO, gdzie współpraca z innymi graczami będzie na pierwszym planie. Ciekaw jestem czy Ubisoft znając chciwość graczy i ich rządzę mordu będzie potrafił nakłonić do rozgrywki kooperacyjnej przy wykonywaniu misji. Oczywiście element zdrady prezentowany był już na filmikach przedpremierowo, jednak dobrze byłoby wejść do świata, gdzie gracze potrafią współpracować. Beta udostępniła możliwość wspólnego wykonywania misji z innymi graczami, jednak nie znalazłem chętnych do tego typu rozgrywki. Za to strefa cienia pełna była od łusek, kul i ciał.

Niestety szybko okazało się, że w grze pojawiły się grupy cwaniaków grających nieczysto na zmodyfikowanych plikach z taki bonusami jak nieskończony magazynek, nieśmiertelności itp. Ubisoft – lekcja dla was – nie idźcie tą drogą. To sprawiło, że wielu graczy szybko zrezygnowało z tej płaszczyzny rozgrywki i wróciło do PvE czyli player versus environment.

Wspomnę jeszcze, że bardzo ciekawie zapowiada się system rozwoju bazy, odbudowując gmach zyskujemy nowe sprzęty, umiejętności specjalne, perki niestety nie były dostępne w becie. Tak samo twórcy zapowiedzieli crafting ale dopiero w pełnej wersji.

Podsumowanie po beta testach i nadzieje

Na chwilę obecną grę odebrałem bardziej jako strzelarkę z elementami RPG i surwiwalu w pięknie wykreowanym postapokaliptycznym świecie. Przemierzając Manhattan, czy klucząc w podziemiach można napawać się klimatem rozbitego miasta, pełnego niebezpieczeństw w postaci licznych frakcji, gangów, terrorystów … a spotkawszy “sprzątaczy” z miotaczami ognia można wcisnąć się w fotel. Do tego bardzo fajny soundtrack. Szkoda, że tak niewielki nacisk mamy na element przetrwania, no ale jako jednostka rządowa chyba powinniśmy być przyzwyczajeni do luksusów nawet jeśli na ulicach giną z braku wody niewinni ludzie. Może crafting przyniesie jakieś ciekawe rozwinięcie elementów surwiwalowych, ale na chwilę obecną to bardziej Watch Dogs niż State of Decay czy DayZ.

Gra zapowiada się ciekawie i wzbudziła mój apetyt na więcej, jednak te kilkanaście godzin spędzone w świecie The Division ostudziło nieco oczekiwania i po premierze, która już 8 marca 2016, będę się bacznie przyglądał opiniom zanim zakupię grę w pełnej cenie.

Zostaw komentarz

0.0/10