Gier o zombie ostatnimi czasy pojawia się sporo. Na rynku ukazują się klasyki kontynuowane do tej pory, jak Resident Evil. Znaleźć można także perełki z błyskotliwą fabułą, jak Walking Dead, czy najzwyklejsze tytuły arcadeowe a’la Dead Island lub Dead Nation. Deadlight z kolei to gra prosta w konstrukcji, a przy tym piękna i rzadka niczym czarna perła.
[section label=”Tytułem wstępu”]
Tytułem wstępu
Deadlight zauroczył mnie już od publikacji pierwszych screenów z gry. Tytuł początkowo ukazał się jako mini Exclusive na Xbox 360, co sprawiło, że szybko pogodziłem się z tym, iż w grę nie będzie mi dane zagrać. Na szczęście, jak to z tytułami na Microsoftową konsolę bywa, Deadlight został niedługo potem przeniesiony na blaszaki. Gra niedawno także trafiła do Humble Bundle (o czym pisaliśmy tutaj), gdzie za co najmniej dolara można było ją nabyć z dwoma innymi produktami.
[section label=”Fabuła”]
O Fabule słów kilka
Akcja gry toczy się w roku 1986 w Seattle. Świat ogarnęła plaga zombie. Naszym protagonistą jest mężczyzna o imieniu Randall, który wraz z grupką uchodźców próbuje uniknąć śmierci ze szczęk zombie. Przy okazji bohater próbuje odnaleźć swoją rodzinę, od której oddzielił się w bliżej niewyjaśnionych okolicznościach. Już na początku gry Randall zostaje odseparowany od swoich towarzyszy, którzy pozostawiają (z przymusu) kompana w tyle.
Pomimo tego, że na początku gry niewiele wiemy o zaistniałej sytuacji, to w trakcie naszej podróży przez Seattle i jego przedmieścia będziemy poznawać historię przedstawionego świata. Autorzy, za pomocą rysowanych cut scenek, całkiem sprawnie prowadzą historię bohatera. Wszelkie kwestie są czytane przez aktorów, co bardzo korzystnie wpływa na grę. Randall prowadzi swój dziennik, który uaktualniany jest poprzez przejście do nowych etapów. Dla bardziej dociekliwych na planszach poukrywane są dodatkowe strony z dziennika bohatera, które z kolei przedstawiają wydarzenia sprzed akcji znanej z gry. To właśnie one dają szeroki obraz na uniwersum i wiele przydatnych informacji, z których możemy dowiedzieć się kim był Randall, jak zastały go pierwsze dni apokalipsy, czy doszukać się genezy epidemii! W mojej ocenie powyższy sposób prezentacji fabuły jest idealnie dopasowany do gry w takiej konwencji, gdzie nie ma wiele miejsca na epickie przerywniki filmowe. W grze pojawiają się także grywalne flashbacki, które solidnie wypełniają luki scenariuszowe.
W mojej ocenie fabuła trzyma przyzwoity poziom, mamy parę zwrotów akcji, ciekawe wpisy w dzienniku, kapitalne cut scenki i niebanalne zakończenie. Jedyny poważny minus to pewny wątek w grze, który moim zdaniem został dodany na siłę, co przekłada się na kilka przesadzonych momentów w bardzo monotonnej scenerii jaką są podmiejskie kanały.
[section label=”Techniczne aspekty gry”]
Techniczne aspekty gry
Czym jest Deadlight? To platformer, ale inny niż większość znanych nam reprezentantów tego gatunku. Przede wszystkim jest przepiękny. Pomimo tego że poruszamy się w 2D, to twórcy zadbali o to, by tła były w pełni animowane i zapewniały nam złudzenie pełnego 3D. Mało tego, często zdarzają się sytuacje gdzie zombie, które poruszały się na drugim planie nagle przechodziły do grywalnego obszaru gry stając się, ni stąd ni zowąd, śmiertelnym zagrożeniem.
Twórcy idąc tropem słynnego Limbo, postawili na monochromatyczne barwy, które idealnie podkreślają klimat gry. Wszystkie zombie napotkane w grze, nazywane są cieniami – shadows. To czarne sylwetki, które jednak są mocno zróżnicowane od siebie. Podczas naszej wędrówki zaatakują nas kobiety i mężczyźni różnych gabarytów i postury. Animacje tychże modeli są praktycznie bezbłędne, powłóczą nogami w sennym marszu, lecz kiedy się zbliżą i poczują mięso, rzucają się na gracza w desperackim ataku. Z drugiej strony przeciwnicy posiadają też znamiona głupoty zombie. Przykładowo; pędząc za potencjalną ofiarą, potrafią wpaść w dół, który stanie na ich drodze. Daje to bardzo ciekawe możliwości unikania wrogów lub wykorzystania otoczenia do eliminacji cieni.
Nasz protagonista potrafi się wykazać szeroką paletą ruchów, która pozwala mu na przełożenie jej na podstawowy parkour. Nie jest on w żadnym stopniu przesadzony. Grając Randallem będziemy mogli się wspinać, rollować, podciągać lub brutalnie wyważać drzwi. Pomimo bogatego wachlarzu ruchów, podlanego niezłą animacją, mankamentem gry jest sterowanie. O ile klawiszologia jest dobrana prawidłowo, to Randall ma jednak problemy z reagowaniem na przyciski przy szybszych sekwencjach, co bywa udręką w ostatnich etapach gry.
Walka z zombie to z kolei duży plus gry, pomimo tego, że wejdziemy w posiadanie tylko 4 rodzajów broni, to twórcy zadbali, aby nudno nie było. W Deadlight będziemy mogli postrzelać z rewolweru, (prawdopodobnie Smith and Wesson), Shotguna (Remingtona), procy, a także porozbijać parę czerepów za pomocą siekiery. Strzelanie wygląda niesamowicie miodnie w szczególności, gdy trafimy w głowę ta rozbryzguje się na kawałeczki, co pomimo monochromatycznej grafiki, daje ogromną satysfakcję. Twórcy zadbali o względny realizm, Randall musi załadować nabój po naboju do komory rewolweru, przycisk ładowania odpowiada jednemu pociskowi. Ostatni raz zastosowanie tego rozwiązania widziałem w starusieńkim Outlawsie – duży plus. Walka wręcz za pomocą siekiery również jest miodna, ale niezwykle wymagająca. Randall jest zwykłym człowiekiem, im dłużej operuje zabójczym orężem, tym szybciej się męczy, a jego ciosy stają się wolniejsze, słabsze i mniej precyzyjne. Dlatego ważnym jest, aby dobrze planować walkę i dwa razy zastanowić się czy na pewno warto jest wejść w zwarcie. Pojedynek z 3 – 4 przeciwnikami to nie lada wyzwanie, które często kończy grę.
Fizyka gry w pełni satysfakcjonuje. Rozpędzony Randall wpadając na zombie przewraca się wraz z martwiakiem, z którym się zderzył. Podobnie sprawa wygląda z ciałami leżącymi na ziemi, nieopatrzny bieg w ich stronę spowoduje przysłowiowe „zaliczenie gleby”. Bohatera jedynie ogranicza zupełny brak umiejętności pływania w zbiornikach sięgających powyżej jego głowy. Każdy akwen, który spełnia powyższy warunek jest dla nas zabójczy. Nie do końca jest to logiczne biorąc pod uwagę inne umiejętności bohatera. Fakt ten często potrafi nas brutalnie wyrwać z objęć czaru niezwykłości tego platformera.
[section label=”Podsumowanie”]
Podsumowanie
Deadlight to tytuł niepowtarzalny, piękny w swojej prostocie, ale jednak dojrzały i wymagający jak na swój gatunek. Gra daje sporo satysfakcji, choć na końcu lekko traci swój urok. Czas potrzebny na przejście tego tytułu to około 5 -6 h. W sam raz aby tytuł nas nie znużył.
1 Comments
Gerard Brożnowicz
Kupując Deadhlight’a nie sądziłem, że go skończę. Maciek wspomniał, że jest w dobrej cenie, więc postanowiłem przypomnieć sobie dawne czasy platformówek. Przyznam, że mnie zaskoczył, fabularnie i wizualnie jest naprawdę dobry, a klimat budowany rysowanymi komiksową kreską cut scenkami urzekł mnie najbardziej. Ode mnie dostanie 7/10.