Huk wystrzału. Obraz nie zabarwia się na czerwono, a stan zdrowia nie spada jak poziom polskich seriali. Ktokolwiek strzelał – spudłował. Jednak anioł stróż może nie chcieć drugi raz pilnować twojego tyłka, więc wskakujesz przez okno do najbliższego budynku i chowasz się w jego głębi. Z sąsiedniego pomieszczenia już słychać warkot zombiaków, a w kącie zauważasz czyjeś zwłoki; ktoś miał mniej szczęścia od ciebie. Wyciągasz rewolwer, celujesz w pierwszy zgniły łeb, który pokazał się między framugami drzwi, naciskasz na spust. Nic się nie dzieje. Tak, jesteś idiotą, bo znów zapomniałeś na bieżąco ładować magazynek. Nie, nie masz czasu żeby zrobić to w tym momencie. Jak już dostawać w dupę to po całości, prawda? Masz maksymalnie trzy sekundy. W pierwszej podbiegasz do zwłok, w drugiej podnosisz z ziemi poplamiony krwią tasak, a w następnej jeszcze silniej barwisz ostrze na czerwono, siekając zombie jak kłosy zboża. Dobra robota, ale nie czas na glorię – w każdej chwili możesz zostać nakarmiony ołowiem. Zdejmujesz przewieszony przez plecy karabin. Konkretna giwera; ACOG, tłumik, uchwyt taktyczny, celownik laserowy. Wstyd przyznać ile razy przytrafiły ci się mokre sny związane z tą bronią, ale wspomnienia miłosnych uniesień zostaw na potem. Podkradasz się do innego okna, próbując nie zgubić poczucia kierunku, z którego padł tamten strzał. Niezauważalnie wystawiasz lufę ponad parapet i wlepiasz czterokrotnie powiększone spojrzenie w rozpościerające się za miasteczkiem wzgórza. Masz go! Zielony kształt w krzakach, nie rozpoznajesz typu broni, ale i bez tego masz pewność, że jedno niecelne trafienie oznacza twoją śmierć. Musisz być szybszy. Ustawiasz krzyżyk równiutko na jego niczego nie podejrzewającej kwadratowej facjacie, opanowujesz oddech i naciskasz spust. One shoot – one kill! Po raz kolejny myśliwy stał się ofiarą.

Kanciasty świat pełen możliwości
W naszych czasach zombie apokalipsa doczekała się prawdziwego rozkwitu, a jej obraz przewija się na ekranach naszych monitorów i telewizorów w coraz większych ilościach. Mowa o serialach, filmach (w tym kinowych superprodukcjach) i oczywiście grach, których rynek trupy opanowują coraz dynamiczniej i nawet przez lornetkę nie widać końca tej ekspansji. Mieliśmy całą masę dobrych produkcji, takich jak Resident Evil, Left4Dead albo Dead Island, które nastawione były bardziej na rozgrywkę jednoosobową, a teraz, w dobie rosnącej popularności darmowych gier w fazach rozwojowych, przyszła kolej na tytuły przeznaczone w zasadzie tylko do rozgrywki sieciowej. I tak, począwszy na osławionym DayZ (które wprawdzie nie jest bezpłatne, ale niejako dało początek wysypowi podobnych produkcji), rozkoszne masakrowanie zdechlaków wszystkimi dostępnymi metodami wyewoluowało do formy, w której możemy nie tylko strzelać, ciąć, dźgać i palić, ale również polować, budować, zbierać przedmioty i zabijać tak, jak w grach lubimy najbardziej – siebie nawzajem.

Naprzeciw oczekiwaniom graczy, którzy nakarmili swoje fantazje tytułami pokroju Rust, 7 days to die, czy nawet dobrze każdemu znanym Minecraftem, wyszedł pewien nastolatek z Kanady, niejaki Nelson Sexton. Stworzył on grę łączącą cechy powyższych produkcji oraz innych ikon gatunku; wolno nam zdobywać materiały, dzięki którym możemy wznosić rozmaite konstrukcje i fortyfikacje, a następnie bronić się w nich przed hordami zombie (choć znacznie częściej zagrożenie stanowią gracze). Mamy do dyspozycji dość duży, otwarty, kanciasty świat, pełen ciekawych lokacji i poukrywanych w nich przedmiotów, bez których nie jesteśmy w stanie przetrwać, bowiem oprócz biegania i strzelania musimy dbać o poziom zdrowia, napojenia, najedzenia i „zakażenia”, które nieubłaganie przybliża się ku zeru za każdym razem, gdy przez naszą nieuwagę zostaniemy dziabnięci. Konieczne okażą się wizyty w aptekach, remizach strażackich, marketach, na farmach, komisariatach, stacjach benzynowych i wielu, wielu innych miejscach, w których znajdziemy medykamenty, wszelaką żywność, ubrania, różne elementy wyposażenia oraz najważniejsze – broń. Bo w końcu trzeba mieć czym walczyć, żeby nie zginąć. A zginąć w tej grze naprawdę łatwo.
„I’m friendly, I’m friendly!”

Description
Unturned to dobry przykład na to, że darmowe gry wcale nie muszą być gorsze od tych, które możemy zobaczyć na sklepowych półkach.Positives
- Duży, otwarty świat w prostej i przyjemnej dla oka szacie graficznej
- Rozbudowany system craftingu oraz rozwoju bohatera
- Darmowa alternatywa dla DayZ, wzbogacona o możliwość wznoszenia baz
- Ogromny wybór serwerów
Negatives
- Na przydatność niektórych nowo wprowadzonych przedmiotów trzeba czasami czekać kilka aktualizacji
- Rozgrywka na serwerach PvP to często polowanie dobrze uzbrojonej grupki na całą resztę graczy
Choć mapy w Unturned zadowalają rozmiarami, a graczy online może być jednocześnie co najwyżej dwudziestu czterech, to o wymianę ognia naprawdę nietrudno. Nie jestem w stanie zliczyć jak wiele zaciętych walk stoczyłem przez ponad 200 godzin, które wskazuje licznik na Steamie. A walczyć jest czym, bowiem gracze mają do dyspozycji pokaźny arsenał; począwszy od broni białej, takiej jak siekiery, noże, młotki czy kije golfowe, poprzez łuki, kusze, pistolety i strzelby, kończąc na automatach, RKM-ach, karabinach snajperskich, a nawet wyrzutni rakiet. Od biedy możemy zakraść się i ukatrupić przeciwnika… spawarką. Możliwości jest mnóstwo, każdy jest w stanie znaleźć coś dla siebie, a mnogość wyposażenia często zmusza gracza do porzucenia wybranej zabawki ze względu na ograniczoną liczbę slotów w ekwipunku.

Jednak w ostatecznym rozrachunku to, jaki posiadamy sprzęt, traci znaczenie, jeśli mapę przemierzamy samotnie, a w dodatku nie zachowujemy ostrożności, bowiem z rzadka można trafić na kogoś, kto nie rzuci się na nas z siekierą na powitanie. W innych przypadkach nawet nie zdążymy podnieść do góry rąk albo pomachać przyjaźnie, gdy z niewiadomego kierunku nadleci pocisk. Przez pierwszych kilka godzin gry łatwo ulec wrażeniu, że to zombie są największym zagrożeniem. Jednak gdy kolejny i kolejny raz rozpoczyna się zabawę od nowa, człowiek traci chęć bratania z kimkolwiek, z chatu znikają zapytania „Kto sojusz?” albo „Jest ktoś w Stratford?”, a na widok jakiejkolwiek, nawet kompletnie nagiej sylwetki innego gracza załącza się tryb obronny, który nakazuje wziąć obcego na celownik i odstrzelić bez skrupułów, jeśli ten wykona jakiś podejrzany ruch bądź nie posłucha rozkazów dyktowanych na czacie głosowym. Bardzo szybko ciekawość i chęć eksploracji świata przeistacza się w wolę przetrwania, a towarzyszące grze emocje sięgają zenitu i potrafią zaskoczyć, gdy kolejny raz krzyczy się do mikrofonu.
Śmierć potrafi tu zaboleć, bo gdy giniemy, tracimy wszystko.
Nie na samej walce gra polega
Bowiem twórca gry zassał do swojego dzieła motyw, który znakomicie sprawdził się we wspomnianej wcześniej grze Rust (i bynajmniej chodzi tu o polowanie). Wznoszenie konstrukcji to w Unturned jeden z głównych elementów rozgrywki. W końcu jaki byłby sens w bieganiu po całej krainie i zbieraniu całej masy przedmiotów, jeśli pod koniec nie można by było podjechać czerwonym sedanem pod uprzednio wybudowaną bazę, rozpalić w niej ogniska i wszamać pieczonej sarniny? Brzmi świetnie, ale jest tu pewien haczyk: gracze nie są w stanie stworzyć kryjówki, która byłaby nie do zdobycia. Można posiłkować się przeróżnymi pułapkami, stawiać metalowe ściany, sejfy, więzienne kraty zamiast drzwi, barykady, ukryte wejścia, lecz ostatecznie i tak może znaleźć się jakiś wyjątkowo uparty golas z siekierą albo piłą łańcuchową, który poświęci swój cenny czas i, niszcząc umocnienia naszej bazy, utoruje sobie drogę do ukrytych w niej skarbów. W Unturned nie zaznacie chwili spokoju, a obrona kryjówki potrafi zaabsorbować na dłuuugi czas.
Nie masz broni? Zrób to sam!
Następna rzecz, za którą Nelsonowi należy się ciastko, to system craftingu przedmiotów oraz rozwoju postaci. Choć ten drugi dopiero kuleje i w tej kwestii nie mamy jeszcze zbyt dużego pola do popisu, to i tak już na ten moment można wzmocnić kondycję naszego kwadratowego bohatera, jego celność, prędkość przeładowania broni, odporność na głód czy krwawienie, prędkość ścinania drzew, zdolność tworzenia i naprawiania przedmiotów oraz znacznie więcej. No ale co z tym craftingiem? W Unturned przebiega to sprawnie i bardzo intuicyjnie. Znalazłeś w jakiejś chałupie koszulkę, której nie potrzebujesz? Akurat masz mało leków w torbie? Żaden problem! Podrzyj koszulkę na szmaty i zrób z nich bandaż! Twój pistolet ma ledwo 20% stanu i posyła wystrzelone przez ciebie pociski w pole? Akurat masz kilka metalowych płytek i spawarkę? Możesz go bez problemu naprawić i znów cieszyć się znakomitą celnością! Nudzi cię bieganie z siekierą? Masz gwoździe, taśmę, drewno i parę innych pierdół? Skręć z tego własną giwerę, którą bez problemu zestrzelisz niejednego gracza! Możliwości są na tyle duże, że gracze są w stanie wyposażyć się w całości i to bez szabrowania miast. Oczywiście samodzielnie wykonane przedmioty nie zastąpią sprzętu, który można po prostu znaleźć, lecz stanowią zadowalający zamiennik, który z powodzeniem może posłużyć w początkowej fazie gry.

Ciekawie prezentuje się również system udoskonalania broni. Choć czasami irracjonalny (kiedyś dało się zamontować lunetę 16x do zwykłego, drewnianego łuku), to jego przydatność jest niekwestionowana. Wszelkiej maści dodatki, takie jak chociażby kolimator, celownik laserowy, dwójnóg, tłumik, pomiar odległości, uchwyt taktyczny albo latarka, potrafią znacząco wpłynąć na celność i zadawane obrażenia. Żeby jednak nie było zbyt łatwo, to w grze odnaleźć można różne typy broni i pasujących do nich ulepszeń oraz amunicji. Mamy sprzęt cywilny, militarny i tzw. „Ranger”, do którego zaliczają się głównie bronie zza naszej wschodniej granicy.
Jesteś Bogiem, uświadom to sobie

Następnym i ostatnim elementem gry, który tu omówię, jest wbudowany edytor. Wprawdzie nie ma on bezpośredniego związku z rozgrywką, ale oferuje możliwość stworzenia od podstaw własnego świata gry. Nie jest to proste, jednak znajduje się cała rzesza fanów, którzy aktywnie wspierają rozwój gry. Dzięki nim warsztat na Steam pełen jest autorskich map, modeli broni, ubrań, pojazdów i wielu innych pomysłów, które gracze mogą oceniać poprzez system przyznawania gwiazdek.
W ten sposób na nielicznych serwerach, w tym co najmniej jednym polskim, mamy szansę zagrać z innymi graczami na mapie, która nie tylko jest czterokrotnie większa od domyślnej, ale w dodatku stanowi dość dokładną, choć pomniejszoną, kopię świata z DayZ. To tylko jeden z przykładów, który już został wprowadzony do gry. Gracze cały czas tworzą coraz to ciekawsze projekty, które bez problemu można pobrać i przetestować w trybie pojedynczego gracza.
Podsumowanie
O Unturned mógłbym napisać jeszcze wiele pozytywnych słów, ale myślę, że tym, których ten artykuł skłoni do przetestowania tej produkcji, więcej frajdy sprawi samodzielne odkrywanie pozostałych możliwości, które ta gra oferuje. W wiele pozycji z kategorii „Free to play” miałem okazję się zagłębić i mogę z czystym sumieniem napisać, że ten tytuł to kawał naprawdę dobrej roboty. Jest klimat, jest frajda, są emocje, w dodatku twórca cały czas wypuszcza kolejne aktualizacje, zawierające poprawki/nowe przedmioty/mapy… Czego chcieć więcej?
Unturned to dobry przykład na to, że darmowe gry wcale nie muszą być gorsze od tych, które możemy zobaczyć na sklepowych półkach.










2 Comments
Gerard Brożnowicz
Gra z pozoru wydaje się zabawna i prosta … aż do momentu otrzymania pierwszego headshota z „nie wiadomo skąd”. Tak to niestety bywa w produkcjach MMO – nie można ufać nikomu. Mimo to gra potrafi wciągnąć na dłużej. Kilka śmiesznych rzeczy, które rzucą się w oczy na początek to:
– zombie można zabić gołymi rekami
– zombi są tak silne, że potrafią wyrzucić w powietrze samochód 🙂
– ograniczone AI zombi, nie mogą opuścić danej strefy – jeśli odciągniemy ich wystarczająco daleko będziemy bezpieczni
… i jeszcze kilka innych. Mimo to polecam do sprawdzenia.
Kamil Masłowski
fajna gra!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!