Skip to content Skip to sidebar Skip to footer

Nostalgiczna podróż do Gai – recenzja Final Fantasy VII remake

Moja przygoda z Final Fantasy VII zaczęła się w 1998 roku

Już jako dzieciuch w podstawówce, podczas wizyty u rodziny, przyglądałam się zachwycona jak starsi kuzyni przechodzą grę na konsoli. Były to czasy mojej fascynacji każdą „japońską bajką”, dziś w mojej dojrzałej świadomości zwanej jako anime. Urzeczona oglądałam, rysowałam i czytałam zgłębiając hobby na potęgę. Zaś o Final Fantasy VII dowiedziałam się zupełnie przypadkiem. Już od początku moim marzeniem było ograć ten tytuł. Niestety nie miałam w domu konsoli, a starsi kuzyni nie dopuścili do swojej szaraczki kuzynki „gówniaka”. Pozostawało tylko uczestniczyć w tej wspaniałej historii z perspektywy biernego widza.

Wreszcie nastał  2000 rok a mi udało się pożyczyć Final Fantasy od kolegi w wersji na PC i od tego momentu przepadłam na dobre. Zafascynowana sprawnie przeszłam całą grę. Wkrótce miało się okazać że Final Fantasy VII będzie mi towarzyszył znacznie dłużej niż pierwotnie zakładane kilkadziesiąt godzin. Już dwa lata później historię z FF7 powtórzyłam, a następnie będąc w liceum wróciłem do niej ponownie. To nadal nie był koniec. Wkrótce maraton Final Fantasy VII stał się cyklicznym świętem obchodzonym co roku w wakacje. Później przyszły studia, a historia o dzielnych wojownikach Avalanche nadal ze mną była w niezmienionej formie. Dorosłość także nie przyniosła żadnych zmian w tej materii. Pracując w japońskiej korporacji (o ironio losu) nadal nie mogłam rozstać się z Final Fantasy VII. Za każdym razem odkrywałam coś nowego w fabule co wcześniej jakimś cudem przegapiłam. Za każdym razem tak samo zżywałam się z postaciami, w ten sam sposób przeżywałam śmierć bohaterów i tak samo odwlekałam ostatnią walkę z głównym antagonistą, zaliczając po drodze każdy dostępny quest i maxując postaci do granic możliwości.

I stało się…

Kiedy pojawiły się pierwsze doniesienia o remake’u, wprost nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje. Co roku wyczekiwałam faktów: aby zweryfikować czy to plotka czy prawda. Po głowie chodziło mi nieodłączne pytanie kiedy to się wreszcie stanie? W pewnym momencie zaczęłam się już obawiać, że Square porzuci ten projekt. Jednak gdy w końcu pojawiła się oficjalna data premiery oznaczona jako: 03.03.2020. Wiedziałam, że Final Fantasy 7 remake to dla mnie konieczny must have. Przekonana byłam, że będzie to jedna z najważniejszych gamingowych chwil mojego życia. Ostatecznie premiera została przesunięta na 10 kwietnia a 14 kwietnia już wkładałam płytę w napęd konsoli i odpalałam tę leciwą historię ubraną jednak w nowe szaty.

Sentyment to bardzo silne uczucie i gdy zobaczyłam logo z meteorem i usłyszałam muzykę z menu, strumienie łez popłynęły mi z oczu i nie mogłam się opanować. To się WRESZCIE NA PRAWDĘ DZIEJE.

Ocierałam łzy przez całe intro, aż w końcu musiałam się ogarnąć, bo Avalanche i Cloud właśnie wyskakiwali z pociągu, aby wysadzić Mako reaktor 1.

Zarys fabuły i świata

9.0
Description
Data premiery 10 kwietnia 2020
Czas gry ok 50 godzin

Positives

  • grafika
  • trójwymiarowość postaci i ich zamiarów
  • ulepszenie i rozszerzenie fabuły względem oryginału

Negatives

  • duże ograniczenia w poruszaniu się po mapie
  • ostatnia walka z bossem (bez szczegółów, żeby nie spolerować)

Tematyka Final Fantasy VII świetnie wpisuje się w klimat dzisiejszych czasów. Być może nawet lepiej dzisiaj niż w roku 1997. Niszczenie planety przez złe korporacje poprzez wysysanie z niej życiodajnej egerii dla własnego zysku jest dzisiaj tematem dość popularnym (a przynajmniej było do czasu pojawienia się pandemii Covid-19). Naszymi bohaterami jest grupa ekoterrorystów Avalanche, której najważniejszą misją jest wyzwolenie planety z kleszczy korporacji energetycznej Shinra Electric Power Company. Historia dzieje się w mieście Midgar, stworzonym i zarządzanym przez wspomniane wyżej konsorcjum.  Metropolia  wyposażona jest  w 9 reaktorów Mako, które pobierają energię życiową planety i używają ją do licznych projektów m.in energetycznych i militarnych. Misją Avalanche jest zniszczyć każdy z tych reaktorów, żeby uratować planetę przed niepohamowaną chciwością Shinry. Gra zaczyna się gdy nasi bohaterowie wybierają się na pierwszą misję z opłaconym najemnikiem Cloudem Striffem, byłym super żołnierzem wojsk Shinra.

Zmiany, zmiany wszędzie zmiany

Grafika powala już od pierwszej sceny a szybki samouczek pozwala nauczyć się poruszać po menu i jak odnaleźć się w nowym systemie walki. Nowa wersja porzuciła klasyczny dla FFVII turową mechanikę potyczek prezentowanej od boku, zastępując go typowym dla nowszych gier RPG dynamiczniejszym systemem rozgrywanym w czasie rzeczywistym. Podczas bitwy kontrolujemy jednego członka drużyny, podczas gdy reszta wykonuje zwykłe ataki będąc sterowanymi przez AI. W każdej chwili jednak jest możliwość  przełączenia się na innego członka ekipy i wykonywać nim specjalne ataki.

System używania materii nie zmienił się znacząco względem oryginalnej wersji. Wyjątkiem jest  Summon materia, która teraz może zostać użyta tylko przy bardziej wymagających walkach, trwających odpowiednio długo. Summon nie jest już cut scenką zostawiającą przeciwnika z jednorazowym wysokim obrażeniem. Teraz przywołana istota staje się częścią drużyny i walczy obok nas przez określony czas. Przy naładowanym pasku ATB możemy nim sterować i zadawać ciosy konkretnym przeciwnikom.

Wymagające potyczki

Walki są trudniejsze niż w wersji z ’97 roku, bossowie są silniejsi i szybsi a my mamy dużo mniej czasu na podjęcie strategicznej decyzji i zaplanowanie kolejnych akcji. Niejednokrotnie podczas starcia chwila nieuwagi kończyła się wyeliminowaniem jednej z postaci, na co pozostawała tylko szybka i jedyna opcja użycia eliksiru wskrzeszenia (Phoenix Down).

Dużą nowością dla Final Fantasy VII jest też możliwość ulepszania broni za pomocą SP (skill points) uzyskane podczas walki. Każda nowa broń niesie za sobą nową umiejętność, której nasze postacie uczą się poprzez ich używanie. Po zastosowaniu danego specjalnego ataku kilka razy, uczymy się jej na pamięć i możemy z niej korzystać nawet z inną bronią.

Nowy model walki lepiej wpasowuje się w dynamikę rozgrywki. Przeciwnicy są widoczni dla naszych bohaterów podczas eksploracji, możemy do nich podejść żeby rozpocząć potyczkę lub cofnąć się jeżeli nie mamy ochoty przelewać krwi. Jest to spora odmiana po niespodziewanych atakach wrogów w części oryginalnej ale w moim odczuciu była to zmiana konieczna. Nowy Final stawia na płynność fabularną a powolna, turowa potyczka mogłaby zniekształcić ten odbiór. Szybko przyzwyczaiłam się do nowej formy prowadzenia walk i ochoczo podchodziłam do coraz to silniejszych wrogów, żeby przetestować nowo nabyte ciosy.

Głębsze poznanie bohaterów i fabuły

Gra pozwala nam lepiej poznać naszych towarzyszy z Avalanche – Jessy, Wedge’a i Biggsa. Spędzamy z nimi dużo więcej czasu i dokładniej odkrywamy ich historię. Gdy po skończonej misji udajemy się do Slumsów sektora 7 gra rozkręca się na dobre. W lokacjach dobrze nam znanych z pierwotnej części spędzamy dużo więcej czasu za sprawą nowych questów. Te dostajemy od różnych postaci jako lokalny najemnik. Z jednej strony można im zarzucić zapychanie fabularnej dziury, żeby rozciągnąć historię z Midgaru na te kilkadziesiąt godzin. Jednak z drugiej strony pozwala nam się bardziej zagłębić się w życie toczące się w tym mieście. Pokazuje to codzienne problemy jego mieszkańców i zachęca do eksplorowania zakamarków i bocznych uliczek (czego nie było nam dane zasmakować w wersji z ’97 roku). Misja w Wall Market świetnie oddaje klimat szemranych dzielnic rządzonych przez półświatek, a postać Don Corneo lokalnego mafiozy, daje się jeszcze bardziej nienawidzić niż w wersji pierwszej.

Final Fantasy VII Remake pozwala także zajrzeć w głąb knowań Shinry, głębiej niż dotychczas. Lepiej poznajemy każdego z podwładnych Prezydenta Shinry i widzimy nowy poziom ich zepsucia. Twórcy ukazują też drugą stronę medalu podczas buszowania po Shinra HQ. Jest nam dane zobaczyć wszystkich zwykłych ludzi pracujących w tym budynku. Widzimy zwykłych Midgarskich pracowników biurowych, którzy nie są źli i zepsuci, chcą tylko utrzymać rodziny, martwią się o rodziców, którzy utknęli w zagrożonych sektorach i wierzą w propagandę przedstawianą im przez pracodawcę.

Sporym rozczarowaniem był dla mnie brak możliwości grania postacią Reda XIII, mojej ukochanej postaci z wersji ’97 roku. Pozostaje mieć nadzieję, że następna część dopuści go do drużyny i pozwoli pracować nad jego ulepszaniem i rozwijaniem (jak i innych bohaterów). 

Czy warto?

Po ok 50 godzinach gry wciąż mi mało i już z utęsknieniem czekam na ogłoszenie daty premiery kontynuacji. Prawdopodobnie będziemy musieli uzbroić się w cierpliwość na rok lub dwa przed wydaniem kolejnej części. Zdaje się, że ekipa Square jeszcze nie zdecydowała jakiej linii historycznej możemy spodziewać się w FFVII remake Part 2. Tymczasem, jak ktoś jest bardzo ciekawy dalszej fabuły Final Fantasy VII i nie jest na tyle cierpliwy, żeby czekać na kolejne części wspaniałego remake’u, oryginalna wersja Final Fantasy VII z ’97 jest do kupienia w PS store po niskich cenach.

Zostaw komentarz

0.0/10