“Kiedy już spłonął dom, ten w którym mieszkałeś – gdziekolwiek, kiedy już spadł ostatni grom żelaznego wojska wrogiem stał się człowiek. W piwnicy obok, nocą pod kolbami kości gruchocą, ty, bez snu, ukryj skroń, nasłuchuj u drzwi, ściskaj w spoconych dłoniach, bagnet i broń. Nie trzeba twojej krwi.”
“Postapo. Najpierw Słychać Grzmoty” to drugi zeszyt album serii Postapo, który ukazał się dokładnie rok po premierze pierwszego. Jakby nie patrzył, to kawał czasu czytelnik musiał zaczekać, zanim poznał dalsze losy bohatera Marcina Tramowskiego, któremu przyszło żyć w postapokaliptycznej Polsce. Jeśli nie zakupiłbym obydwu zeszytów albumów w jednym czasie, to z pewnością nie wiedziałbym, o co w ogóle chodziło, jak wygląda świat i w jakim momencie zakończyła się poprzednia przygoda. Pomijam fakt, że pierwszy nie zapada w pamięć (jego recenzję możesz przeczytać tutaj).
Rys fabuły
Ale skupmy się na “Postapo. Najpierw Słychać Grzmoty”. Akcja dzieje się w małej wiosce pod Warszawą, gdzie bohaterowie wiodą „niby” stresujące życie w okopanym, rodzinnym gospodarstwie jednego z członków bandy. Obiadki, polowania, rozmowy o tym, że pasuje się przenieść gdzieś bliżej zapasów żywności, znaleźć większą grupę itp. Zaczyna się przekonywanie niezdecydowanych, którzy nie chcą opuszczać rodzinnego domu. To nic, że gospodarstwo nie zapewnia wystarczającego bezpieczeństwa w tym zdegenerowanym świecie. Sytuacja drastycznie się zmienia w momencie, gdy na trop grupki ocalałych trafia ekipa żądna ludzkiej krwi.
Bohaterowie
Tak jak w poprzednim zeszycie Postapo nie mogłem w jakikolwiek sposób wejść w skórę bohaterów, wczuć się w ich sytuację, tak samo i w tym zeszycie ciężko mi było utożsamić się z losami grupy ocalałych. Główny bohater jest nadal nieco mdły. Pomimo, iż pojawia się dłuższa retrospekcja z wczesnych lat Marcina, która zapewne miała nieco przybliżyć czytelnikowi postać głównego bohatera, to i tak jest on mało wiarygodny.
Oprawa wizualna i wykonanie
O stylu rysowania oraz scenariuszu wypowiadałem się już wcześniej, zatem tylko wspomnę, że komiks wyszedł spod ręki Krzysztofa Małeckiego, a scenariusz kreślił Daniel Gizicki.
Sam rysunek nadal do mnie nie przemawia. Uproszczona kreska i monotonne ujęcia ramek z pewnością nie przypadną do gustu miłośnikom wysmakowanych kadrów rodem z komiksów Marvela. Szkoda, że twórcy nie pokusili się o dodanie kolorów, które przecież fenomenalnie potrafią dodać klimatu.
Samo wydanie nie prezentuje się najlepiej, może to kwestia ceny (24 zł), jednak kontrola jakości nie powinna przepuścić egzemplarza takiego, jaki trafił w moje ręce. Przez środek komiksu, na każdej rozkładówce miałem coś w rodzaju prążkowania, które pojawia się często na wydrukach laserowych przy kończącym się tonerze… Hm, może to pech, a może ktoś nie przykłada się do jakości wydawanych egzemplarzy.
Podsumowanie
Pomimo, iż moja ocenia komiksu jest dość niska, to jednak miłośnicy postapo mogą znaleźć w nim coś dla siebie. Być może polskie realia kogoś zainteresują, być może ktoś odnajdzie w głównym bohaterze bratnią duszę? Dla mnie momentami naiwny, nudny, nieco naciągany, jednak ciekawie skontrowane zakończenie może zachęcić do sięgnięcia po następną część.
Te dwa zeszyty albumy pozostaną na półce przez jakiś czas, jednak obawiam się, że jeżeli na kolejny zeszyt album będę musiał czekać rok, to z pewnością te zmienią właściciela.
Aktualizacja! Ponieważ czytelnicy zwrócili mi uwagę, iż komiks w objętości 96 stron to już album, a nie zeszyt, jak pierwotnie pisałem, postanowiłem poprawić te określenia w powyższym tekście.
12 Comments
Unka
Z jednej strony rozumiem zarzuty, z drugiej mam wrażenie, że recenzent nie zna polskich realiów tworzenia komiksów. Czy recenzent wie, że takie rzeczy to sie robi po robocie, nocami, za marne lub żadne pieniądze i że niewykonalne jest trzaskanie takich „zeszytów” częściej? Chociaż czy recenzenta musi to interesować? Może powinno.
Gerard Brożnowicz
Unka, rozumiem, że w Polsce wiele rzeczy robi się hobbistycznie lub za śmieszne pieniądze, ale nie jest to wytłumaczeniem. Znam wiele dzieł tworzonych po godzinach, które powodują opad szczęki. Polskie realia nie mogą być wymówką na robienie czegoś gorzej.
Kiciputek
Ale Unka się nie czepia, że piszesz, że słabo, tylko że piszesz, że za długo trzeba było czekać.
Unka
Gerard, bardzo mnie ciekawią te dzieła robione po godzinach, powodujące opad szczęki. Przejrzałam twoje recenzje i nie znalazam takich. Może powinieneś pisać recenzje częściej?
Rafał
Nazywanie obu tomów Postapo „zeszytami” jest oczywistym przekłamaniem. To pełnoprawne, niemal stustronicowe albumy. Wydanie ich w odstępie jednego roku to błyskawiczne tempo nie tylko jak na polskie realia. Dla porównania: przeciętny zeszyt Marvela, pojawiający się co miesiąc, liczy 16 stron, album europejski (np. „Thorgal”) to stron 48, a pojawia się rzadziej niż na rok. Szkoda, że recenzent nie zarzuca pisarzom, że nie dostarczają kolejnych powieści co miesiąc – a zaręczam, że pisze się o wiele szybciej, niż rysuje. Pomijając nieznajomość realiów (karygodną zresztą, zrobienie podstawowego researchu jest OBOWIĄZKIEM recenzenta), polecałbym znalezienie sprawniejszej korekty do wyłapywania rażących błędów ortograficznych, a także sugeruję, by na przyszłość włożyć chociaż minimum pracy w przygotowanie tekstu i przynajmniej samodzielnie wybrać ilustracje do tekstu, zamiast podkradać je z recenzji na innym serwisie.
Gerard Brożnowicz
Dzięki Rafał za komentarz, błędy poprawione oraz ilustracje podmienione. Mój egzemplarz średnio nadaje się jako przykładowy wycinek komiksu, ale może to i lepiej.
Co do nomenklatury, zeszyt czy album, jest to kwestia dyskusyjna. Marvel owszem wydaje cienkie zeszyty, ale jak na egzemplarze podkolorowane to raczej zrozumiałe. Idąc tym tropem 16 stron x 12 miesięcy daje 192 strony kolorowe. To już można ubrać w piękny album. Nie jestem specem, ale uważam, że moja ocena jest uzasadniona.
Robert
Weź tylko pod uwagę, że w Marvelu jest osobny człowieczek od szkicowania, osobny od tuszu, osobny od koloru a potem jeszcze inny robi do tego literki. A i każdy z nich robi to w ciągu dnia w ramach pracy. 🙂
Gerard Brożnowicz
Robert, rozumiem, że tak to powinno właśnie wyglądać, jednak czy czytelnik musi wiedzieć ile osób pracowało nad komiksem? Ocena dotyczy dzieła końcowego. Tłumaczenie, że wygląda tak, ponieważ robiły to dwie osoby jest trochę nie na miejscu. A co do częstotliwości, czy nie chciałbyś mieć możliwości sięgnięcia po nowy tom częściej niż raz na rok? Zresztą sam Gizicki wspomniał na MFKiG w Łodzi, że „Oczekiwanie rok na kolejny album POSTAPO to jest trochę za długo (…)” i zapowiedział wydawanie krótkich komiksów spin-off’owych pod tym tytułem.
Gregor
W sumie to już możesz szukać nabywcy na dwa
Twoje albumy, bo wcześniej niż za rok części trzeciej nie zobaczysz 😉
Wiem w jakich warunkach powstaje ten komiks (rysunki) oraz ile kosztuje wyrzeczeń.
Gerard Brożnowicz
Gregor, czy jesteś w jakiś sposób związany z produkcją tego komiksu? Jeśli tak, to może mógłbyś przybliżyć czytelnikom kulisy powstawania, myślę, że mogło to by wzbogacić dyskusję. Serio.
Gregor
Mój związek w powstawanie tego komiksu ogranicza się tylko do wspierania rysownika w chwilach braku weny ;-).
A tak serio to jestem jedną z pierwszych osób która surowo ocenia gotowe plansze, podpowiada, szuka błędów itp. Jestem najwierniejszym czytelnikiem, ale i największym krytykiem. Większy „udział” miałem w przypadku pierwszego albumu, ale drugi powstawał w identycznych wręcz warunkach. Wiem ile Krzychu włożył wysiłku abyśmy mogli cieszyć się zilustrowaną wizją Daniela. Czas oczekiwania na kolejne albumy jest długi, ale są też inne projekty skutecznie odciągające uwagę od Postapo w które zaangażowany jest Krzychu nie mówiąc już o życiu prywatnym.
Maciej Domagała
Jestem po lekturze tomu drugiego. Cóż, w mojej ocenie nie jest lepiej. Rysunki jak w poprzedniej części nie przykuwają oka na dłuższą chwilę. Bardziej interesowały mnie dymki, czy słusznie? Nie wiem.
Scenariusz nijak zarysowany, tak jakby skakał od wydarzenia do wydarzenia bez jakiegokolwiek wgłębiania się w detale. Porównując np. do zeszytów Walking Dead, gdzie każda wyprawa do Apteki/Sklepu była nieźle zarysowaną przygodą to tutaj autor poświęca tym wydarzeniom kilka okienek. Tak samo moje wątpliwości budzi retrospekcja, która prawdopodobnie miała na celu przybliżyć nam postać bohatera. Dla mnie jest to zlepek kilku mało interesujących kadrów, które hamują główny wątek. Bardzo rozbawiło mnie gdy w retrospekcji ujrzałem postać głównego bohatera, już w image’u post apo, jako statystę w tramwaju. Mam nadzieję, że jest to smaczek a nie lenistwo rysownika. Sam bohater już w świecie po katastrofie jest nijaki, niby twardy, ale jego ucinane kwestie brzmią jak tani patetyczny heroizm w uniwersum przepełnionym brutalnością. Rysunek mi nie podszedł, postaci mało atrakcyjne (w szczególności kobiety, które mają wyłupiaste oczy), tła uproszczone i ciemne, dają efekt zlewania się planu pierwszego z drugim. Dopiero sceny w zimie poprawiają odbiór.
Jak dla mnie Scenariusz i Rysunki: 2,5 a jakość wydania: 5. Błędów wydawniczych w druku nie zauważyłem, może dlatego że komiks przysłowiowo przeleciałem.