Cmentarze to miejsca o specyficznym klimacie. Gdy człowiek idzie ścieżką wśród setek mogił, gdy nad głową wisi szare sklepienie nieba, a wokół nie widać żadnej żywej duszy, wtedy dopada go melancholijny i ponury nastrój. Każdy grób to jakaś historia, a każdy znicz to znak, że komuś ta historia nie pozostaje obojętna. Szczeciński cmentarz centralny wyróżnia się również pod tym względem. Mało tego, że jest to miejsce pochówku, park i ogród dendrologiczny w jednym, to jeszcze co krok można natknąć się na jakiś pomnik, czyli również na jakąś historię, którą ma on za zadanie utrwalić w świadomości mijających go przechodniów. Jednak i to nie dopełnia całokształtu nekropolii jako unikatu w skali całej Europy. Kluczowy element układanki nie obserwuje z nagrobków oczami marmurowego anioła ani nie rozjaśnia masywnych krzyży roztańczonymi płomykami. To, co prawdziwie unikalne i wyróżniające, kryje się tam, gdzie na pierwszy rzut oka nie widać niczego atrakcyjnego.
Matka natura przejmuje dowodzenie – otoczenie
Zabytkowy fort ćwiczebny to prawdziwa perełka nie tylko dla mnie, jako miłośnika opuszczonych miejsc, ale dla każdego, komu nie jest obojętna historia regionu. Wystarczy wspomnieć, że na całym kontynencie znajdowały się zaledwie trzy podobne konstrukcje, żeby i tak już ciekawy temat nabrał ponadprzeciętnego blasku. Dodajmy do tego wyraźny klimat; stare, porośnięte bluszczem łuki z cegły, prowadzące do przysypanych pomieszczeń w głębi pagórków, a wokół ściana gęstego lasu. Sceneria żywcem wyrwana z jakiejś post-apokaliptycznej gry.
Dojście do fortu nie należy do prostych czynności. Ci, którzy nie wiedzą o jego istnieniu, mogą trafić na ceglane konstrukcje jedynie przez naprawdę wielki przypadek. Nawet gdy ktoś udaje się na cmentarz w sprecyzowanym celu odnalezienia zabytku, tak jak to było ze mną, może mieć z tym problem i konieczne okaże się przeczesywanie wszystkich obiecujących zarośli w poszukiwaniu tych właściwych. Gdy już trafi się na właściwy trop, wtedy wystarczy zejść ze ścieżki; bezpośrednio do fortu z konkretnego sektora, albo metodami alpinistycznymi przez otaczające go wzniesienia. Opcja numer dwa wydaje mi się ciekawsza:
Widok ze szczytu wąwozu pozwala poczuć się jak uczestnik wyprawy Indiany Jonesa do serca amazońskiej dżungli.
Fort ćwiczebny i poligon LWP – historia
Pierwsze wrażenie to ciekawość, może nawet fascynacja odkryciem. Jednak gdy już zbiegnie się zboczem wzniesienia i znajdzie między ceglanymi łukami, wtedy do głowy nasuwa się pytanie: Co to tak właściwie jest?
Z różnych źródeł można dowiedzieć się, że fort powstał w XIX wieku lub na początku XX, przyjmijmy więc, że wzniesienie tych konstrukcji datuje się na przełom obu stuleci. Miały one wówczas służyć do ćwiczeń w zdobywaniu podobnych fortyfikacji, dlatego ich architektura naśladuje systemy umocnień, jakie istniały w Europie mniej więcej od epoki napoleońskiej aż do pierwszej wojny światowej. W dwudziestoleciu międzywojennym popularniejsze stały się systemy umocnione, czego przykładem były chociażby Linia Maginota, MRU albo brytyjskie pozycje ryglowe.
Na szkoleniowy charakter konstrukcji wskazuje wiele elementów XIX-wiecznego budownictwa, które zostały ulokowane na dość niewielkim obszarze. Znajdowała się tam fosa, były podziemne schrony i ukryte przejścia między poszczególnymi elementami konstrukcji, znalazło się też miejsce na umocnienia chroniące przed ostrzałem artyleryjskim. Sugeruje to, że obecnie zasypane wejścia z łukowymi sklepieniami mogły kiedyś prowadzić do wciśniętych pod pagórki sal. I faktycznie, jeśli zaświeci się latarką w ciemne wnęki, to blask rozjaśnia przestrzenie o różnej kubaturze.
Na kilku ścianach znalazłem napisy w języku polskim, a jest to najpewniej pozostałość po tym, jak od końca drugiej wojny światowej do lat dziewięćdziesiątych XX wieku fort wykorzystywany był przez Ludowe Wojsko Polskie. Wówczas konstrukcja była jeszcze w całkiem niezłym stanie, została nawet zaadaptowana na strzelnicę. Po dziś dzień na jednym z krańców stoi betonowy kulochwyt.
Przyszłość fortu pod znakiem zapytania
Podobno konstrukcja została zinwentaryzowana, wzmianki o niej można odnaleźć w przewodniku po ciekawych miejscach na mapie Szczecina, ale fakty te nijak wpływają na to, że budowla nadal popada w ruinę i to w sercu trzeciego pod względem wielkości cmentarza w Europie! Smuci też fakt, że ludzie, którzy wiedzą o istnieniu fortu, sami przyczyniają się do postępującej dewastacji – żeby wykonać ładne zdjęcia musiałem pozbierać z ziemi śmieci (głównie butelki po piwach, stare obuwie, reklamówki) i wyrzucić je do worka, który i tak był już wypełniony puszkami po piwie. Przynajmniej grafficiarze, w tym znienawidzony przez szczecinian „Stein”, oszczędzili to miejsce.
W przyszłości ma tu powstać kolumbarium, czyli zbiorowy grobowiec z urnami na prochy zmarłych. Wymaga to jednak zgody konserwatora zabytków i ogromnych nakładów finansowych (sam projekt kosztowałby około 70 000 złotych), dlatego fort jak popadał w ruinę tak popada dalej. Priorytetem okazała się naprawa dróg na cmentarzu.
Podsumowanie
Cmentarz centralny w Szczecinie sam w sobie jest lokacją obowiązkową do zwiedzenia, toteż zejście ze ścieżki i zajrzenie w zarośla nie powinno stanowić większego problemu dla kogoś, kto i tak już podjął się wyzwania, jakim jest obejście całej powierzchni nadodrzańskiej nekropolii. Mimo, że moje zdjęcia prezentują niemal całokształt konstrukcji, to i tak warto zobaczyć ją na własne oczy, dopóki jeszcze stoi tam w takim stanie.
2 Comments
Michał
Jaka jest lokalizacja tego miejsca? 🙂
Cmentarz jest duży.. może jakieś współrzędne?
Pozdrawiam 🙂
Marek
Minęło 10 lat i dalej żadnej informacji o dokładnej lokalizacji tego miejsca (mapki?). Wszędzie znajduję informację: „w pobliżu drugiej bramy”. Jest to taka sama informacja jak ta: „budynek przy ulicy Ku Słońcu”. Pozdrawiam