No, powitał, powitał. Siadaj. Tam masz samogon, nalej sobie. Nie bój nic, szklaneczka zdezynfekowana. I nie kręć nosem, nie jest najgorszy, wiem co mówię. Tuszoneczki? Świeża, moskiewska, dopiero otwarta. Nie? No cóż, twój wybór. W takim razie rozsiądź się, łyknij jeszcze i posłuchaj.
Czy zna pan Dymitra Głuchowskiego?
Głuchowski… pewnie że znam. Jeszcze kilka lat temu wszystkie moskiewskie wymoczki zaczytywały się w tych jego wypocinach o przygodach w metrze. No nie powiem, sam też przeczytałem, ciarki szły dobre po plecach, a jak tak człowiek się dobrze naczytał przed snem, to i lampę zostawiał zapaloną. No trzeba mu przyznać – ma chłopak fantazję. Ale powiedz mi teraz – tak szczerze: prawdę tam opisał, czy nie? No nieprawdę – to tylko bajdurzenie takie. Kiedyś to nazywali „post-apokalipsą”… zabawne, nie? Ok młodzieży, ale widzisz – tamto co Głuchowski o metrze napisał to tylko takie bajanie, a teraz mi mówisz, że przejeżdżasz szmat drogi – z Moskwy do naszej placówki, żeby mnie pytać, czy to co opisał to była prawda. Głupie ty czy jakie? Ech… skoro już tu jesteś to co nieco ci opowiem, bo ci w tej twojej redakcyi moskiewskiej powiedzą, że puste przebiegi robisz.
No więc słuchaj, żeby ci właściwie nakreślić sytuację. Świat się posypał, tak? Wszyscy to wiemy, wystarczy rozejrzeć się wokoło – od razu można stwierdzić. Nie wiem kto zaczął, zresztą to kompletnie bez znaczenia. Grunt że nikt nie dokończył roboty i dzięki temu możemy sobie tu siedzieć i popijać samogon, wdychając to sukinsyństwo znad Wołgi. Widziałem po minie – czuć, ale wstydzisz się zapytać, nie? Spokojnie, nic nam tu nie zdechło, to znad rzeki tak dziś ciągnie.
Słuchaj, nie wiem co za paskudztw użyli tu w czasie wojny, ale zrobili to tak skutecznie, że nawet w stroju ochronnym do rzeki nie wleziesz. Znaczy się, wleźć to może i wleziesz, ale z powrotem to już inna sprawa. To bydlę przez wszystko się przeżre. A tu widzisz, w naszej placówce w Jarosławiu, w totalnej dziurze gdzie psy szczekają dupami – nomen omen czasami faktycznie tak jest – jest ostatni most łączący nasze ukochane najjaśniejsze Imperium Moskiewskie z tym co jest po drugiej stronie. Co to za zdziwienie na twarzy? A myślałby kto, że Moskwa ot tak, z dobroci serca słałaby komuś dostawy tuszonki. Nie ma nic za darmo – szczególnie teraz.
No, czyli w tym Głuchowski nic nie poprzekręcał – jesteśmy placówką graniczną i jesteśmy dumni z tego, że jesteśmy forpocztą cywilizacji na… czekaj, przepraszam, nie mogę tego gadać bo się zaraz ze śmiechu zakrztuszę. Daj moment oddechu… dobra. Widzisz w każdym razie – u nas jest zupełnie inaczej niż w tym całym metrze, co je tak pieczołowicie opisał. Jasne, wesoło nie jest, ale jednak atmosfera jakby lżejsza. Sam fakt, że jesteśmy na powierzchni i żadne tam cienie, czy inne „czjorne” nas nie napadają, to już samo w sobie sprawia, że człowiek nie jest taki stłamszony.
A więc co z tą Wołgą?
Description
Rzetelna opowieść w bliżej niedookreślonym, postapokaliptycznym świecie o bardzo wyczuwalnym wschodnim klimacie. Dla miłośników uniwersum "Metra", pozycja obowiązkowa.Positives
- Głuchowski <3
- bardzo dobre wprowadzenie w klimat opowieści
- świat i postaci 'z krwi i kości'
- posępny klimat, aura tajemnicy
Negatives
- nie obraziłbym się, gdyby było więcej informacji opisujących świat (co się wydarzyło, jak wygląda geopolityka przedstawionego świata, itd.)
- bardzo dobrze budowane napięcie, które nagle tak naprawdę nieco 'siada' przy końcówce
- zakończenie nieco zbyt szybkie, jakby na końcówkę nieco zabrakło pomysłu i autor stwierdził, że jednym szybkim cięciem dokona rozwiązania całej fabuły
Cóż – płynie. Przynajmniej tak sądzimy, bo nikt specjalnie nie ma ochoty schodzić do koryta rzeki i sprawdzać. Widzisz mgłę? Wygląda jakby można było ją nożem kroić – a jak tam wleziesz, to robi się już tylko gorzej. Już sama maska przeciwgazowa ogranicza pole widzenia i potrafi nieco otumanić i zdezorientować, a teraz wyobraź sobie wejście w tą gęstą zieloną zawiesinę, która w każdym kierunku wygląda identycznie. Zobaczysz tam jakiś cień, czy ruch i gacie pełne – gwarantuję. Czy coś tam żyje? A kto to wie. Osobiście to ja nie sądzę, raczej nic co weźmie kilka wdechów we mgle, czy zamoczy kończynę w rzece, nie jest w stanie przetrwać. Ale znów – czy ktoś tak naprawdę chciałby to sprawdzać? W imię czego? Chyba ładnego pomnika, takiego co wystawiają głupcom i bohaterom post mortem.
A co jest za Wołgą? Też nie wiadomo. Słuchaj – siedzimy tu sobie grzecznie i cichutko jak zając pod miedzą i wpieprzamy tuszonkę. Jesteśmy posterunkiem granicznym, więc pilnujemy granicy. Tak po mojemu to po drugiej stronie nic nie ma – nawet sobie nie wyobrażasz jaki myśmy tam syf zrzucili podczas wojny. Ba! Ja sobie tego nie wyobrażam, słyszałem tylko to i owo, a to co słyszałem było gorsze niż śmierć. Nie, młodzieży – pewnych rzeczy nie należy ruszać, bo zaczną na świeżo śmierdzieć.
No bo co wy tam w tej Moskwie wiecie o życiu? Przecież u was to jest haj lajf i dostatek – u nas bieda, kwaśne deszcze i inhalacje rzecznych oparów. Ale idzie wyżyć, po cichutku, po malutku i jakoś do przodu. Dzieci też nie rodzą się jakieś bardzo chorowite, a to chyba najważniejsze, nie?
Czyli Głuchowski dobrze was tu opisał? Warto przeczytać „Outpost”?
Ałtpołst, srałtpołst – nazywajmy rzeczy po naszemu – „Posterunek”. Do pewnego stopnia dobrze nas tu opisał, nie wiem w sumie jakie były jego źródła, bo nie pamiętam, żeby nam się tu pałętał. Generalnie jednak dobrze uchwycił istotę naszej małej komuny, ale to co tam potem zaczął wymyślać, to już jest czysta fantastyka. U nas spokojnie.
Rozumiem, fantastyka, ale wciąż – czy warto?
„Metro” się podobało? Podobało. No więc o co jeszcze pytasz – pewnie że warto przeczytać. Powiem więcej – pewnie przefruniesz tą opowiastkę w try miga. Nie jestem też jakimś wybitnym znawcą pisarstwa, zresztą widzisz, że kawiarniany inteligent to tu przed tobą nie siedzi, ale miałem wrażenie że Głuchowskiemu dużo lepiej się pisało o tym jak to u nas życie jest zorganizowane, niż o tych wydumanych wydarzeniach. No jakoś tak żwawiej mu to szło, to wszystko takie bardziej 'mięsiste’ było – jak ta tuszoneczka z Moskwy – można było tego więcej dać, może nawet trochę więcej opisać nasze Imperium? W końcu ta książka pewnie pojawi się i na różnych zadupiach, jak u nas. Może łatwiej byłoby młodych nakłonić do czytania jak do tego bajzlu w ogóle doszło… Ale może to tylko takie moje widzimisię.
Rozumiem. Dziękuję za wywiad panie pułkowniku.
Nie ma sprawy, przykro że rzeczywistość okazała się bardziej błaha niż opowiastki, ale zazwyczaj tak właśnie bywa. Jak chcesz porobić jeszcze jakieś zdjęcia, to powiem chłopakom przy moście żeby pomogli. Tylko do mgły nie podchodź za blisko, bo jeszcze kliszę zeżre…