Wakacyjne blockbustery przed swoją kinową premierą, często poprzedzane są komiksami lub książkami, które najczęściej bywają prequelem. Nie inaczej było z filmem, który zajmuje u mnie wysoką pozycję w moim prywatnym rankingu. Chodzi oczywiście o Pacific Rim. Jako fan, rzecz jasna, nie mogłem nie posiadać na półce komiksu z powyższego uniwersum. Po premierze, szybko odpaliłem „Internety” aby tomik o wdzięcznym podtytule: Tales from year zero, zakupić. Jakież było moje zdziwienie gdy za cenę około 120 zł dotarł do mnie wspaniale oprawiony album, ale jednak zaskakująco wątłych rozmiarów. No cóż…- stwierdziłem, może zawartość zrekompensuje małą ilość stron, poznam wiele ciekawych Jaegerów. W końcu na potrzeby uniwersum powstało ich tak wiele… tu także czekała mnie jednak kolejna niespodzianka…
„Pacific Rim: Tales from year Zero” to komiks, który faktycznie w dużej mierze jest prequelem do wydarzeń z filmu, ale nie tylko. Twórcy przedstawiają także wydarzenia, które poprzeplatane są w tej samej osi czasowej co akcja pierwowzoru. Za powstanie komiksu w głównej mierze odpowiedzialny jest Travis Beacham, który był jednocześnie scenarzystą oryginalnego obrazu, a więc w teorii stanowi to gwarancję, iż komiks będzie mocno konsekwentny z filmem. Jak jest naprawdę?
Urzeczywistnienia uniwersum za pomocą RAF-u, Spectre i osobistych pobudek, ciąg dalszy
Akcja komiksu przedstawia chronologicznie wydarzenia, zaraz po likwidacji bazy w Anchorage, czyli miejsca gdzie oryginalnie stacjonował Jaeger Gypsy Danger i jego załoga. W chwili obecnej, światowe rządy już zdecydowały, program Jaegerów zostaje anulowany na część defensywnego planu budowy muru życia. W związku z powyższym do wspomnianej wcześniej jednostki przybywa dziennikarka Naomi Sokolov, która pracuje nad artykułem dotyczącej historii wojny z Kaiju. Dzieło ma nosić tytuł: „Why we Fight” (z ang. dlaczego walczymy). W ramach artykułu, autorka ma przeprowadzić wywiad z marszałkiem Stackerem Pentecostem, jednakże ten już wyruszył do Chin. Na to miejsce Naomi rejestruje rozmowę z operatorem technicznym Jaegerów – Tendo Choi. Ten opowiada o tym jak dołączył do Pan Pacific Corps, i właśnie w ten subtelny sposób zaczyna się akcja właściwa, stanowiąca esencję fabuły komiksu.
Naomi podróżując po świecie będzie miała okazję porozmawiać z twórcą programu Jaeger (nie wprowadzony w filmie), a także z samym marszałkiem Pentecostem. Historie opowiadane przez bohaterów to szereg retrospekcji, ważnych zarówno z punktu całego uniwersum, jak i konkretnych postaci. Niestety, poszczególne opowieści nie są zbytnio długie, przynoszą one jednak parę ciekawych informacji, które na pewno zostaną docenione przez fanów filmu. Karty komiksu odsłonią nam takie tajemnice jak:
- Dlaczego Tendo Choi dołączył do programu Jaeger i jak wyglądały jego chwilę w dniu K (pojawienia się pierwszego Kaiju na ziemi);
- Prywatne pobudki Stackera Pentecosta w walce z najeźdźcami,;
- Jak powstawał program Jaeger i w jaki sposób się rozwijał;
- Jak wygladał pierwszy Jaeger;
- Szkolenie braci Becketów;
- Poznamy więcej informacji o drugim pilocie Coyota Tango (Jaeger prowadzony przez Stackera);
Description
Komiks to gratka dla miłośników uniwersum Pacific Rim, pozostałe osoby nie znajdą tu nic ciekawego.Positives
- Epicki klimat
- Pięknie wydany
- Dużo ciekawostek
- Spora ilość nowych Kaiju
- Rozbudowane historie postaci
Negatives
- Kilka nieścisłości z filmem
- Bardzo mała ilość Jaegerów
- Słaby stosunek ceny do zawartości
- Brak wydania polskiego (dla osób nie znających języka angielskiego)
Dobór powyższych wątków to paradoksalnie, zarazem największa siła, ale także poważna wada „Tales from Year Zero”. Z mocnych stron, historie przedstawione urzeczywistniają postaci uniwersum. Czytając komiks, zaczynałem rozumieć motywy poszczególnych bohaterów w szczególności Stackera Penetcossta i Tendo Choi. Album wyjaśnia także jak trudnym było sterowanie Jaegerem, które wymagało niezwykłej siły fizycznej a także maksymalnego skupienia i praktycznego cwaniactwa. Jak to określił Stacker Penetcost:
„Walka w maszynie przypomina próbę ułożenia kostki Rubika przy jednoczesnym toczeniu pojedynku bokserskiego.”
Odnosi się to do intuicji kiedy użyć danego uzbrojenia Jaegera aby było jak najskuteczniejsze, przy jednoczesnym zachowaniu maksymalnej koncentracji, aby Kaiju nie zadało śmiertelnego ciosu. Jeden błąd może kosztować życie załogi jak i cywilów. Po tym opisie spojrzałem wstecz na filmową walkę u wybrzeży Hong Kongu, gdzie w potyczce brały jednostki: rosyjska, chińska i australijska. Zasada jednego błędu znalazła tam zastosowanie w 100%. Przykładem jest Crimson Typhoon, który dopuścił do wydłużenia dystansu przez co stracił możliwość skutecznej obrony. Muskularna budowa pilotów została także uzasadniona jako konieczność, pierwsze maszyny nie miały tak świetnego wspomagania hydraulicznego, dlatego wymagały wielkiej tężyzny fizycznej.
Do plusów, w pewnym stopniu, zaliczyć można ukazanie walki sił powietrznych USAF-u i RAF-u z Kaiju. Twórcy pokusili się o wykorzystanie samolotu wsparcia operacji lądowych Spectre (modyfikacja Herculesa) do walki z monstrum. Jest to o tyle dobre, że ma to ogromny sens taktyczny, maszyna posiada ciężkie uzbrojenie, sensowną prędkość minimalną, i dość szeroki kąt ostrzału z wielu rodzajów oręża. Urzeczywistnia to militarny background historii.
Niestety, przy lotnictwie zaczynają się także pierwsze potknięcia komiksu. RAF lata na samolotach…, no właśnie nie wiadomo jakich. W chwili obecnej standardowym wyposażeniem lotnictwa brytyjskiego jest Eurofighter Typhoon i Panavia Tornado. Prezentowane przez scenarzystów maszyny to coś pomiędzy F-22 a SU. Co prawda, w komiksie jest wspomniane iż piloci testują nowe myśliwce, ale szkoda że nie zachowano zgodności jak np. w Punisher: Born.
Powyższy błąd można jeszcze wybaczyć, ale niezgodności fabularne z filmem są już mocno niepokojące. Najbardziej rażące potknięcie to okoliczności zabicia pierwszego Kaiju. W filmowym intrze zostało powiedziane, iż zabicie potwora trwało 6 dni, przy czym użyto do tego 3 głowic nuklearnych. W komiksie wszystko wskazuje na to, iż bestia zginęła w przeciągu jednego dnia i do tego wystarczyła pojedyncza głowica. Podobnie, oglądając uszkodzenia Gypsy’ego po starciu pod Anchorage budzą się pewne wątpliwości. Przede wszystkim głowa Jaegera jest zupełnie nietknięta, co jest niezgodne z tym co ukazano w filmie. O ile ta druga niezgodność jest do przełknięcia, to pierwsza stanowi bardzo poważną nieścisłość.
Mechaniczni brawlerzy czyli Jaegery
Czymże byłby Pacific Rim bez Jaegerów? Zapewne kolejnym filmem SF o obronie ziemi przed kosmitami. Nie da się ukryć, że kilutonowe maszyny to główni aktorzy uniwersum. Skoro w filmie dobrze poznaliśmy zaledwie cztery maszyny (nie licząc tych z intra), to spodziewałem się, iż komiks zaoferuje coś więcej. No i niestety, tu kolejny minus, Jaegery są, ale w ilości bardzo małej.
Poza świetnie znanym Gypsy Dangerem, poznamy pierwszego mecha jakim był Brawler Yukon. Nazwa zapewne pochodzi od miasteczka na dzisiejszym terytorium Kanady, gdzie odkryto pokaźne zasoby złota. Jako że w Jukonie nie wykształciły się na dobre jednostki administracyjne, a gorączka złotego kruszcu ogarnęła wszystkich mieszkańców, na ulicach mieściny wybuchały bójki. Uczestników tych walk nazywano Brawlerami, jako że potrafili przyjąć potężne ilości ciosów. Sama maszyna ukazana w komiksie to jeszcze prototyp, który wygląda niesamowicie, daleko mu jeszcze do człekokształtnej sylwetki. Trzeba przyznać, że twórcy w przypadku tego Jaegera nie zawiedli, za co należą się im brawa. Brawler Yukona będziemy mogli podziwiać także w walce, w której dokładnie opisano emocje jakie niosło zabicie Karloffa (pierwszy Kaiju, który zginął z rąk maszyny) – nazwa podchodzi od charakterystycznego kształtu głowy jaką posiadał znany aktor Boris Karloff. Ponadto, dosłownie na jednym kadrze, ujrzymy inne Jaegery, wśród nich rozpoznałem tylko Horizon Brave’a, którego w filmie możemy zobaczyć już jako zniszczoną kupę złomu. Jeśli chodzi o mariaż komiksu i mechów to niestety tyle.
Z drugiej strony miłośnicy Kaiju nie będą zawiedzeni, jest ich tu zdecydowanie więcej niż mechanicznych obrońców wybrzeży Pacyfiku. Poza znanym z intra filmowego Tresspasera zobaczymy zupełnie inne bestie, niesamowicie zróżnicowane od siebie. Oprócz Karloffa, poznamy bestie pojawiające się w symulacjach treningowych, aby nie zepsuć zabawy nie będę zdradzał więcej szczegółów.
Warsztat epickości, podrasowane morale i tylko solidny rysunek
Pomimo powyższych mankamentów związanym ze zgodnością z filmowym uniwersum, jak i małą ilością Jaegerów, to twórcy stanęli na wysokości zadania i zbudowali epicki klimat. Doskonale podkreśla powagę sytuacji w jakim stanął świat. Postaci w odpowiednich momentach wypowiadają kwestie, które wywołują ciarki na plecach. Takie pamiętne chwile występują podczas walki Brawler Yukona z Karloffem, kiedy piloci wkładają wysiłek aby poruszyć stalowe ramiona mecha. Stacker Pentecost, który na wieść o chorobie swojej partnerki, wywołanej na skutek promieniowania reaktora Jaegaera, lub też po prostu naukowiec tłumaczący czym się różni mech od robota. Wszystko to rozpisane jest w sposób głęboko poruszający w szczególności fanów filmu.
Niestety sceny ociakające epickim klimatem zostały ubrane w rysunek, który można określić co najwyżeł słowami: „Solidny Warsztat”. Kreska jest dość wesoła i kolorowa co nie do końca komponuje się z klimatem chaosu i zniszczenia. Na szczęście ilość detali jest na tyle zadowalająca, że nie przeszkadza w odbiorze komiksu.
Podsumowanie
„Tales from Year zero” to komiks, który wywołał u mnie mieszane uczucia. Z jednej strony dużo fajnych ciekawostek, pojawiające się nawet w przedsłowiu komiksu, a z drugiej, dostajemy album odbiegający od najlepszego, co Pacific Rim ma do zaoferowania – Jaegery. Oczywistym jest, że osoby które traktują film jako kolejne głupiutkie kino S-F nie mają tu czego szukać. Ja, jako wielki miłośnik mechów i jeszcze większy groupie Pacific Rim-a, na początku byłem mocno rozczarowany. Dopiero drugie podejście pozwoliło mi się lepiej wsmakować w ten tytuł. Ode mnie solidne 6.5.
1 Comment
Gerard Brożnowicz
Ciekawy komiks, chociaż czytając go miałem wrażenie, że nie dzieje się w nim zbyt wiele. Być może ze względu na ilość retrospekcji bohaterów, dzięki którym poznajemy ich motywy i historię. Warty uwagi. Co do kreski to dla mnie bardzo dobrze rysowany – ulubiona rozkładówka to wspomnienie K-Day z atomówką 🙂